W140 Forteca na kołach
Mercedes W140 to największa rozmiarem „S-klasa” w historii. Jest to także najbezpieczniejszy samochód osobowy jaki kiedykolwiek powstał. W tym właśnie samochodzie zginęła księżna Diana...
Idąc tropem misji, jaka niegdyś przyświecała marce Mercedes-Benz: „Mercedes-Benz, the best or nothing”, inżynierowie postanowili stworzyć samochód tak bardzo przerastający konkurencję, żeby ich wręcz ośmieszyć. Rzeczywiście. O ile BMW E32 w jakichś tam zestawieniach mogło konkurować z W126 (głównie przyspieszenie i inne tego typu wielkości, którymi podniecają się niektóre osoby), to już przy W140 samochód z Bawarii wygląda jak niepoważna zabawka. W140 jest samochodem tak bardzo przesadzonym, że przyglądając się każdemu z jego elementów mamy wrażenie, że ten samochód to auto klasy niedostępnej dla zwykłego zjadacza chleba. Że to jakiś produkt robiony na zamówienie dla prezydenta USA, czy Rosji. Auto jest bezwstydnie ogromne. Wszystko jest potężne i monumentalne. Ciężkie są drzwi (ale otwierają i zamykają się bardzo lekko). W środku panuje przepych, ale nie w stylu „new edge”. Czuć staromodną funkcjonalność Mercedesa. Daleko mu do infantylnych ekranów dotykowych, znanych z dzisiejszych samochodów. Wyposażenia jest wiele, a do jego obsługi służy wiele przycisków, pokręteł itd. W140 wyznaczyło zupełnie nowy poziom samochodów luksusowych. Według socjalistów był symbolem przesytu dla kapitalistów, którzy dorobili się pieniędzy, z którymi nie mieli co zrobić.
W chwili premiery, na początku lat 90-tych W140 uznany został za cud inżynieryjny i technologiczny. Jego stylistyka i rozmiar budziły skrajne emocje. Z jednej strony: potężna, dopracowana limuzyna, która mimo doskonałej aerodynamiki zachowała powagę S-klasy. Z drugiej – narzekano na zbyt ciężką sylwetkę, której brakowało zgrabności i proporcji. Inaczej ten samochód był także odbierany w różnych częściach świata. Głównie w Europie rozmiar auta wydawał się zbyt duży. W USA odbiór samochodu był bardzo dobry, mniej do gustu klienteli przypadła gigantyczna cena. Najlepiej samochód został odebrany w Azji, zwłaszcza w Japonii, gdzie przecież tak bardzo kochają Godzillę i zawodników sumo. Ciekawostką może być fakt, że tak ogromny i ciężki samochód, prowadził się niezwykle dobrze. Wręcz zwinnie i lekko. Układ jezdny i hamulce były dopracowane perfekcyjnie. Każdy kto prowadził zdrowe W140, może potwierdzić, że jego powierzchowność jest myląca. Rozmiar ciężarówki, a za kierownicą zwinność myśliwca i komfort nie do opisania pod każdym względem.
Model W140 wprowadził mnóstwo nowych technologii i funkcji, z których wiele nie było dotąd znane w żadnym innym samochodzie. Wśród wielu nowatorskich funkcji znalazły się: klimatyzacja bez chlorofluorowęglowodorów, podwójnie izolowana szyba boczna, elektrycznie składane lusterka boczne, czterostrefowa klimatyzacja, domykanie drzwi, boczne poduszki powietrzne i wycieraczki przedniej szyby z czujnikiem deszczu. Klasa S była również wyposażona w asystent parkowania z tyłu. Początkowo w postaci dwóch anten wystających z rogu bagażnika. W 1996 roku system ten został zastąpiony przez bardziej zaawansowany „Mercedes Parktronic”, w którym zastosowano czujniki sonarowe zamontowane na zderzaku. Myślę że gdyby poszperać, pewnych smaczków, również w konstrukcji auta, znalazłoby się więcej.
W 140 chociaż jest limuzyną wręcz doskonałą, by nie powiedzieć najdoskonalszą „S-ką” w historii, nie może wciąż doczekać się statusu auta kultowego (oczywiście poza maniakami marki). Przyznać jednak trzeba, że dla każdego kto interesuje się motoryzacją, był ostatnią, prawdziwą „klasą S”. Następca – W220 to samochód, który nie dorównywał już niezawodnością swoim poprzednikom. Był mniej solidny i gorzej wykonany. Zmieniły się czasy i obcięcie kosztów produkcji oraz wyjście naprzeciw oczekiwaniom klientów (dużo gadgetów, mało samochodu), spowodowało że W220 dla fanów motoryzacji jest już tylko „plastikiem”.