Dlaczego kocham stare Mercedesy
Gdy miałem dwa lata, po raz pierwszy zobaczyłem Mercedesa. Był to model W123 z silnikiem Diesla. Urzekł mnie jego piękny dźwięk, a samochód strasznie mi się spodobał. Stałem i patrzyłem zachwycony. Był rok 1981, samochodów na drogach było bardzo mało. Jeśli już, to były to typowe komunistyczne auta: Maluchy, Zaporożce, Moskwicze, Łady. Polonez „Borewicz” był luksusem. Mercedes na ich tle wyglądał jakby był z innej bajki. Jego dostojność na tle drogowego "pospólstwa" była niepodważalna. Chromy, klamki, felgi, atrapa chłodnicy – tą jakość było widać z daleka. I chyba nawet ja to dostrzegłem, mimo że miałem ledwo dwa lata.
W123 kosztował wtedy mniej – więcej tyle, co budowa dwóch domów. Ale w mojej głowie ten samochód na zawsze pozostał marzeniem. Lata upływały i w okolicach roku 2000 te samochody kosztowały w granicach 12-20 tys. zł. Ja studiowałem i wciąż nie było mnie stać. Koledzy – rówieśnicy, marzyli o sportowych Subaru, czy Mitsubishi. Ja w głowie miałem „beczkę”. Często zagadywałem na parkingach właścicieli Mercedesów – porozmawiałem i w ten sposób powiększałem swoją wiedzę o tych autach.
Oczywiście z czasem ją weryfikowałem, bo właściciele często byli mitomanami, których na temat tych samochodów zmanipulowali handlarze, którzy im te samochody sprzedali. Po jakimś czasie przyszła pora bym sam stał się posiadaczem Mercedesa. Na ich temat przeczytałem i obejrzałem wszystko co się dało: książki, filmy dokumentalne opracowania itp. Moje założenia były bardzo ambitne, ale przypominam, że miało to miejsce mniej więcej w 2002 roku. Chodziło mi o W123. Samochód miał być w oryginalnym lakierze, miał byś Dieslem i mieć manualną skrzynię biegów. Auto oczywiście nie mogło być pognite. 8 lat poszukiwań okazały się bezskuteczne. Takich samochodów znalazłem zaledwie dwa – oczywiście właściciel nie chciał słyszeć o sprzedaży auta.
Dodaj komentarz